Obserwatorzy

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Polityczna kariera pewnej "szanelki"







Bycie politykiem to raczej nie powód do dumy. Zawód to mało prestiżowy,
bardzo stresujący i strasznie niewdzięczny. Polityka to nie tylko wystąpienia publiczne, wywiady dla mediów, ale stres, przeogromny stres.
Sytuacje stresowe to w tej „branży” codzienność, ale dla kobiety nie ma pewnie niczego bardziej stresującego niż pytanie: „Czy Pani torebka jest prawdziwa?”
i to bez względu na to, czy jest posłanką, dentystką czy kosmetyczką.
„Jasne, że jest prawdziwa”- odpowie.

Kobiety już tak mają. Nie lubią, gdy niewygodne fakty z ich życia wychodzą
na światło dzienne. Torebka od Coco Chanel to… torebka od Coco Chanel i basta! Najważniejsze, że… sprawia wrażenie prawdziwej, a że kosztowała 50 zł i jest produkcji wschodniej (czytaj: chińskiej) to już niczyj interes, prawda?

Torebki mają to do siebie, że szybko się nudzą. Po co więc wydawać na jedną ekskluzywna torebeczkę z rozpoznawalnym logo grube tysiące euro skoro można nabyć kilka nieprzeciętnie wyglądających sztuk za 50 zł każda. Każdy egzemplarz
w innym kolorze, o innym kształcie i … od Coco Chanel lub od Wietnamczyka.
A jaka to niby różnica?
Żadna. Torebka jak torebka.

Podejrzewam, że po opublikowaniu w prasie zdjęcia posłanki Szczypińskiej
z jej „wietnamską zdobyczą” sprzedaż tego modelu wzrosła o 200%.
Za czasów Margaret Thatcher robiło się karierę przez łóżko, a dzisiaj
dzięki „umiejętnie” dobranemu dodatkowi.

Viva Coco Chanel! Viva Jolanta Szczypińska!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

torebka jak torebka. czy to wazne, że podróbka? wazne, że jakos wygląda:)