Julia Pitera przyznała się oficjalnie do picia wina, Wojciech Olejniczak przez długi czas palił papierosy i ukrywał ten fakt przed rodzicami, a Donald Tusk wyznał, że palił marihuanę i nie stronił od alkoholu.
Z kolei, George Bush w trakcie studiów na Harvardzie bardzo często bywał pijany. Pod koniec lat 70. został nawet ukarany za jazdę po pijanemu, za co odebrano mu prawo jazdy na okres 2 lat. Od kieliszka nigdy nie stronił też Aleksander Kwaśniewski znany z licznych alkoholowych ekscesów i to nie tylko z czasów swej prezydentury.
Warto przypomnieć, że z powodu czynnego i biernego palenia umiera w Polsce co roku blisko 70 000 ludzi. Ciekawe, czy te zatrważające statystyki przekonały do rzucenia tego „absorbującego” nałogu posłankę Joannę Muchę, , która podobno była regularnym gościem sejmowych palarni. „Od trzech miesięcy nie palę”- pochwaliła się w połowie lutego 2010 r. na swoim oficjalnym blogu (joannamucha.blox.pl).
W obszernym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”(http://wyborcza.pl/1,75476,1775966.html) prof. Witold Zatoński z Centrum Onkologii w Warszawie powiedział: „W 1990 roku palili niemal wszyscy, także Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa. Palenie było naturalną czynnością, jak jedzenie. Teraz jest inaczej. Publicznie już się nie pali.
Sporym problemem wśród mniej i bardziej prominentnych polityków jest również picie alkoholu.
Dziennikarzom Radia ZET udało się dotrzeć do faktur, z których wynikało, że Kancelaria wydała jedynie w lutym i kwietniu 2009 r. na mini-buteleczki wódki, whisky i koniaku prawie 3 000 złotych!
Czy więc zawód polityka jest na tyle straszny (czyt.: stresujący), że w trudnych momentach trzeba „posiłkować się” alkoholem? Wielu krytyków politycznych zauważa, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski bardzo często przekraczał dopuszczalne normy spożycia napoi wyskokowych, co pozostawiło rysę ( i to nie jedną) na jego wizerunku.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że publiczne przyznawanie się do tak wstydliwych rzeczy jak palenie trawki czy nadużywanie alkoholu świadczy o ogromnej odwadze i wręcz bohaterstwie przyznającego się do winy.
Specjaliści od wizerunku politycznego zachęcają parlamentarzystów do mówienia o grzechach i grzeszkach młodości. Takie „gorące” wyznania nie zawsze szkodzą wizerunkowi polityka, czego przykładem są Donald Tusk i Barack Obama, którzy z powodu przyznania się do palenia marihuany nie zaczęli masowo tracić poparcia.
W wypowiedzi dla stacji TVN poseł Tadeusz Cymański stwierdził, że wspominanie tak kontrowersyjnych wątków z lat młodości jest „nieeleganckie i niesmaczne”. Oczywiście, lepiej nie popełniać grzechów, a szczególnie takich większego kalibru, które zmusiłyby do zastanowienia się nad wyborem kariery politycznej. Jeżeli jednak już dojdzie do „zaniedbań”, warto udać się po poradę do PRowego doradcy i opracować odpowiednią strategię.
czwartek, 29 kwietnia 2010
sobota, 24 kwietnia 2010
Być jak Michael Jackson
Nelli Rokita to jedna z najbardziej barwnych, najbardziej ekscentrycznych postaci naszej rodzimej sceny politycznej. Braku kreatywności odnośnie własnego wizerunku na pewno nie można jej zarzucić. Słynie przede wszystkim z niezwykle nonszalanckiego stosunku do modowych trendów. Zalicza przez to wpadkę za wpadką.
Dla Nelli Rokity nie ma żadnych świętości. Garsonki w odważnych, często nasyconych kolorach, awangardowe kroje ,nietuzinkowe dodatki w postaci ogromnych, nie twarzowych kapeluszy czy koronkowych rękawiczek rodem z okresu Regencji czynią ją osobą niezwykle… rozpoznawalną na sejmowych korytarzach.
Pani Rokita najczęściej wygląda jak ekscentryczna, aczkolwiek nieszkodliwa dziwaczka. Jej niedopasowane ani do figury, ani tym bardziej do okazji stroje zdradzają emocjonalne rozchwianie, a bardziej konkretnie: rozdwojenie jaźni. Jednym razem kreuje się na małą, zagubioną dziewczynkę, innym zaś na swą własną babkę. Mogę się mylić co do Pani Rokity- może śledzi najnowsze trendy, tylko dostosowanie ich do własnej osoby jakoś nie bardzo jej wychodzi.
Nie od dziś wiadomo, że jasne, pastelowe barwy odmładzają i dodają skórze blasku. Nelli Rokita być może kierowała się „szlachetnymi” pobudkami i miała w zamiarze odjęcie sobie kilku lat, nadanie sylwetce lekkości czy czegokolwiek innego, ale efekt wydaje się opłakany. Garsonka w kolorze jasnego, „świńskiego” różu a’la Barbie prezentuje się jednak co najmniej śmiesznie (zważywszy na fakt, że posłanka lata świetności ma już dawno za sobą). Niedopasowana, nieco zbyt długa spódnica i sięgające kostki białe skarpetki (!) skracają optycznie nogi, a Pani Rokita do wysokich by najmniej nie należy.
Wiele można by też zarzucić czarnym pantoflom „w szpic”, które nie pasują do opisanych wyżej białych skarpetek, ani do całości wyjątkowo niegustownego stroju. Buty w stylu Smerfetki (z paseczkiem sporo poniżej kostki) pasują raczej młodszym kobietom. Podsumowując: brakuje jedynie białego lub słomkowego kapelusza oraz czarnych koronkowych rękawiczek dla wzmocnienia efektu. O nie twarzowej i postarzającej fryzurze nawet nie wspomnę.
Opisany przypadek okazuje się nie być jednorazowym „wybrykiem” Pani Rokity. Trzeba przyznać, że wyjątkowo upodobała sobie noszenie białych skarpetek i to nie tylko do czarnych czółenek, ale też do sandałków.
To prawda, że światowi projektanci mody (m.in. ci pracujący dla angielskiej marki Burberry) już od dłuższego czasu starają się wypromować dziwne trendy, które mają niewielkie szanse, by przyjąć się wśród zwykłych ludzi. Jednym z takich kontrowersyjnych trendów jest właśnie noszenie skarpetek (niekoniecznie białych) zarówno w zestawieniu z balerinami, czółenkami, jak i sandałkami, botkami czy kozakami. Zdaniem kreatorów najlepszy efekt uzyskuje się nosząc białe skarpetki do… czarnego obuwia! Należy pamiętać, że prekursorem tej mody był Michael Jackson i dawniej tylko on mógł bezkarnie paradować w takim stroju. Gwiazdom opinia publiczna jest w stanie wybaczyć znacznie więcej, prawda?
Jak dowodzi jedno z zamieszczonych wyżej zdjęć, zdarzało się Nelli Rokicie wyglądać bardziej „poprawnie” (czytaj: całkiem dobrze),niestety, były to zamierzchłe czasy, sprzed „ery skarpetkowej”.
Jasne skarpetki do ciemniejszego obuwia to trend na wiosnę/lato 2010 zaprezentowany podczas Tygodnia Mody w Nowym Jorku. Ciekawe więc, czy Nelli Rokita pozostanie przy swym ukochanym trendzie i nie zarzuci noszenia skarpetek na rzecz eleganckich i wyrafinowanych jedwabnych pończoch czy lekko połyskujących rajstop z lycry? A może zobaczymy ją w bardziej zbuntowanym wydaniu, np. z czarno-białymi podkolanówkami założonymi do krwistoczerwonych szpilek na niebotycznie wysokich obcasach?
Pani Rokita powiedziała kiedyś: „Polska mnie zepsuła”. W prawdzie powiedziała to przy innej okazji, ale nic nie szkodzi.
Droga Pani Nelly!
Polska nie mogła Pani zepsuć (modowo), bo my tu skarpetek do butów na obcasie nie nosimy!
czwartek, 22 kwietnia 2010
Bo kobieta w polityce musi mieć "jaja", nie tylko piękną twarz...
Joanna Mucha- lubelska posłanka PO jak tylko przekroczyła sejmowe progi, od razu została okrzyknięta „cudem Tuska”. „Ładna buzia to nie jest mój jedyny atut”- mówi o sobie i jak spora rzesza kobiet w polityce stara się udowodnić, że prócz interesującej powierzchowności ma do zaoferowania swym wyborcom znacznie więcej. Przy każdej nadarzającej się sposobności zapewnia z uporem, że ma bardzo duży dystans do siebie. Wyjątkowo niechętnie odpowiada na pytania niezwiązane z polityką.
Neewsweek: Uroda w polityce pomaga czy raczej przeszkadza?
Joanna Mucha: Mam zawsze problem z odpowiedziami na tego typu pytania. Wiele razy w swoim życiu spotykałam się z sytuacją, że musiałam mocno udowadniać, że mam cokolwiek do powiedzenia i coś potrafię. Przebicie się z takim komunikatem czasami musiało potrwać.
Neewsweek: Bo stereotyp ładna, a niekoniecznie mądra, wciąż trzyma się mocno?
Joanna Mucha: Ja mam duży dystans do swojego wizerunku. Nie traktuję siebie w taki sposób, w jaki czynią to media. Co ciekawe, ostatnio otrzymałam przez internet list, w którym pewien pan napisał: “Opinie dotyczące pani urody są mocno przesadzone”. Odpisałam: “W pełni się z panem zgadzam” i podziękowałam za wiadomość. Widzi pan, że mam dystans do tego.
Joanna Mucha wyróżnia się spośród pozostałych posłanek obecnej kadencji Sejmu nie tylko urodą, ale też wyczuciem stylu. Spora większość rzeczy, które na siebie zakłada jest odpowiednio dopasowana do funkcji, którą pełni. W jej szafie nie ma miejsca na leteksowe legginsy Joanny Senyszyn, sandałki na koturnach, kwieciste spódnice i sukienki Jolanty Szczypińskiej czy jarmarczne kapelusze, które jeszcze niedawno z upodobaniem nosiła Nelly Rokita. Pani Joanna to kobieta spełniona, która odniosła sukces i stara się to podkreślić poprzez stonowane i niezwykle gustowne stroje. Nie rezygnuje z wiecznie modnej i idealnej na każdą okazję czerni, spokojnego beżu czy budzących zaufanie szarości. Często możemy widzieć ją w mediach w nieśmiertelnych białych koszulach, ciemnych ołówkowych spódnicach czy idealnie skrojonych żakietach. Wysmakowana klasyka jest tym, co perfekcyjnie komponuje się z jej niepospolitą urodą . Styl posłanki Muchy choć biurowy i pozornie nudny jest w gruncie rzeczy przemyślany i niebanalny. Odpowiednio dobrane dodatki: szerokie paski noszone w talii, efektowne broszki czy przykuwające uwagę torby, torebki oraz buty są jak wisienka na torcie- bez nich efekt nie byłby tak spektakularny. Idealnie ułożona zwykle fryzura dopełnia wizerunku stylowej bizneswoman.
Nie bez powodu więc magazyn kobiecy „Elle” w 2009 r. zaliczył ją do elitarnego grona najlepiej ubranych Polaków za to, że „jej styl stanowi alternatywę dla nudnego, urzędowego kostiumu”. W rankingu pojawiły się takie sławy jak: Doda, Ola Kwaśniewska, Szymon Majewski , Janusz Palikot czy Monika Olejnik.
Posłanka nie jest lubiana wśród partyjnych koleżanek. Są zazdrosne nie tyle o jej „lansowanie się w mediach” (jak powiedziała jedna z pań), co o urodę, styl i klasę, której nie można Pani Joannie odmówić. „Niby zapewnia, że w kobiecie najważniejsza jest inteligencja, mądrość, a nie uroda. Podkreśla, że jest panią doktor, ale każdego dnia w Sejmie robi rewię mody. Zawsze wypachniona, wystrojona jak na wybiegu dla modelek. Codziennie w innym stroju” – powiedziała jedna z „koleżanek” Joanny Muchy. Wolała jednak pozostać anonimowa.
A wy, jak oceniacie styl bohaterki dzisiejszej notki? Jako nudny, konwencjonalny i wręcz do bólu przewidywalny? Czy może waszym zdaniem jest on raczej fantazyjny i bardzo kobiecy? Piszcie koniecznie.
Zazdrość z pewnością wzbudzają też liczne wywiady, których posłanka udziela kolorowej prasie. Ma swoje zdanie, jest elokwentna i dobrze wykształcona i doskonale zdaje sobie sprawę, że inni postrzegają ją głównie przez pryzmat urody. Jest więc zmuszona na każdym kroku udowadniać, że nie jest jedynie kolejną „ślicznotką”, ale kobietą- politykiem z charakterem i „jajami”.
Gala: Kobieta polityk powinna mieć, przepraszam, jaja?
Joanna Mucha: Hm… Czyli pyta pan o to, czy kobieta, żeby być dobrym politykiem, powinna stać się mężczyzną… Rzeczywiście, jest tak, że kobiety w polityce przejmują wiele męskich cech: wysoki poziom rywalizacji, potrzebę sukcesu, czasem niezwiązanego z jakimś przedsięwzięciem, tylko sukcesu osobistego. Pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion powiedział o Goldzie Meir, minister pracy w swoim rządzie, że jest jedynym mężczyzną w jego gabinecie. Właśnie ona.
Gala: Zatem musi mieć, przepraszam znowu, jaja.
Joanna Mucha: Zmierzam właśnie do tego, że nie. Kobieta może być skuteczna – również w polityce – dzięki swoim cechom. Intuicja, miękki – jak to nazywam – sposób rozmowy, negocjacji, bardzo się przydają. Natomiast na pewno musi mieć silny charakter.
O ile Joanna Mucha nie jest mile widziana w towarzystwie posłanek, o tyle nie może odpędzić się od posłów- adoratorów, którzy często w wyjątkowo chamski i niewybredny sposób dają jej do zrozumienia, że jej uroda i wdzięk nie są im obojętne. Posłanka w taki sposób mówi o swych nieprzyjemnych doświadczeniach z sejmowych korytarzy:
„Niejeden mnie nagabywał. Na porządku dziennym, zwłaszcza jak sobie podpiją, są zaczepki: szeptanie do ucha, ocieranie się, zapraszanie do pokoju. To jest tajemnica poliszynela, że zaglądają w dekolt, usiłują obejmować, nawet poniżej talii, łapią za pupę, poklepują.(…)Zaczepił mnie jeden z posłów, nie z mojej partii, w bardzo bezpośredni sposób, chyba nawet użył słowa "kotku". I zapytał, który mam numer pokoju. Nie wiem, jakim cudem się powstrzymałam, by nie dać mu w twarz”.
Nic dziwnego, że tak wymijająco odpowiada na pytanie: „Czy uroda pomaga w polityce?”.
Jak widać na przykładzie posłanki PO Joanny Muchy uroda może pomóc, ale niekiedy może bardzo przeszkadzać i to szczególnie w polityce, gdzie nadal sporą większość stanowią wrażliwi na piękno i kobiece wdzięki mężczyźni.
Neewsweek: Uroda w polityce pomaga czy raczej przeszkadza?
Joanna Mucha: Mam zawsze problem z odpowiedziami na tego typu pytania. Wiele razy w swoim życiu spotykałam się z sytuacją, że musiałam mocno udowadniać, że mam cokolwiek do powiedzenia i coś potrafię. Przebicie się z takim komunikatem czasami musiało potrwać.
Neewsweek: Bo stereotyp ładna, a niekoniecznie mądra, wciąż trzyma się mocno?
Joanna Mucha: Ja mam duży dystans do swojego wizerunku. Nie traktuję siebie w taki sposób, w jaki czynią to media. Co ciekawe, ostatnio otrzymałam przez internet list, w którym pewien pan napisał: “Opinie dotyczące pani urody są mocno przesadzone”. Odpisałam: “W pełni się z panem zgadzam” i podziękowałam za wiadomość. Widzi pan, że mam dystans do tego.
Joanna Mucha wyróżnia się spośród pozostałych posłanek obecnej kadencji Sejmu nie tylko urodą, ale też wyczuciem stylu. Spora większość rzeczy, które na siebie zakłada jest odpowiednio dopasowana do funkcji, którą pełni. W jej szafie nie ma miejsca na leteksowe legginsy Joanny Senyszyn, sandałki na koturnach, kwieciste spódnice i sukienki Jolanty Szczypińskiej czy jarmarczne kapelusze, które jeszcze niedawno z upodobaniem nosiła Nelly Rokita. Pani Joanna to kobieta spełniona, która odniosła sukces i stara się to podkreślić poprzez stonowane i niezwykle gustowne stroje. Nie rezygnuje z wiecznie modnej i idealnej na każdą okazję czerni, spokojnego beżu czy budzących zaufanie szarości. Często możemy widzieć ją w mediach w nieśmiertelnych białych koszulach, ciemnych ołówkowych spódnicach czy idealnie skrojonych żakietach. Wysmakowana klasyka jest tym, co perfekcyjnie komponuje się z jej niepospolitą urodą . Styl posłanki Muchy choć biurowy i pozornie nudny jest w gruncie rzeczy przemyślany i niebanalny. Odpowiednio dobrane dodatki: szerokie paski noszone w talii, efektowne broszki czy przykuwające uwagę torby, torebki oraz buty są jak wisienka na torcie- bez nich efekt nie byłby tak spektakularny. Idealnie ułożona zwykle fryzura dopełnia wizerunku stylowej bizneswoman.
Nie bez powodu więc magazyn kobiecy „Elle” w 2009 r. zaliczył ją do elitarnego grona najlepiej ubranych Polaków za to, że „jej styl stanowi alternatywę dla nudnego, urzędowego kostiumu”. W rankingu pojawiły się takie sławy jak: Doda, Ola Kwaśniewska, Szymon Majewski , Janusz Palikot czy Monika Olejnik.
Posłanka nie jest lubiana wśród partyjnych koleżanek. Są zazdrosne nie tyle o jej „lansowanie się w mediach” (jak powiedziała jedna z pań), co o urodę, styl i klasę, której nie można Pani Joannie odmówić. „Niby zapewnia, że w kobiecie najważniejsza jest inteligencja, mądrość, a nie uroda. Podkreśla, że jest panią doktor, ale każdego dnia w Sejmie robi rewię mody. Zawsze wypachniona, wystrojona jak na wybiegu dla modelek. Codziennie w innym stroju” – powiedziała jedna z „koleżanek” Joanny Muchy. Wolała jednak pozostać anonimowa.
A wy, jak oceniacie styl bohaterki dzisiejszej notki? Jako nudny, konwencjonalny i wręcz do bólu przewidywalny? Czy może waszym zdaniem jest on raczej fantazyjny i bardzo kobiecy? Piszcie koniecznie.
Zazdrość z pewnością wzbudzają też liczne wywiady, których posłanka udziela kolorowej prasie. Ma swoje zdanie, jest elokwentna i dobrze wykształcona i doskonale zdaje sobie sprawę, że inni postrzegają ją głównie przez pryzmat urody. Jest więc zmuszona na każdym kroku udowadniać, że nie jest jedynie kolejną „ślicznotką”, ale kobietą- politykiem z charakterem i „jajami”.
Gala: Kobieta polityk powinna mieć, przepraszam, jaja?
Joanna Mucha: Hm… Czyli pyta pan o to, czy kobieta, żeby być dobrym politykiem, powinna stać się mężczyzną… Rzeczywiście, jest tak, że kobiety w polityce przejmują wiele męskich cech: wysoki poziom rywalizacji, potrzebę sukcesu, czasem niezwiązanego z jakimś przedsięwzięciem, tylko sukcesu osobistego. Pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion powiedział o Goldzie Meir, minister pracy w swoim rządzie, że jest jedynym mężczyzną w jego gabinecie. Właśnie ona.
Gala: Zatem musi mieć, przepraszam znowu, jaja.
Joanna Mucha: Zmierzam właśnie do tego, że nie. Kobieta może być skuteczna – również w polityce – dzięki swoim cechom. Intuicja, miękki – jak to nazywam – sposób rozmowy, negocjacji, bardzo się przydają. Natomiast na pewno musi mieć silny charakter.
O ile Joanna Mucha nie jest mile widziana w towarzystwie posłanek, o tyle nie może odpędzić się od posłów- adoratorów, którzy często w wyjątkowo chamski i niewybredny sposób dają jej do zrozumienia, że jej uroda i wdzięk nie są im obojętne. Posłanka w taki sposób mówi o swych nieprzyjemnych doświadczeniach z sejmowych korytarzy:
„Niejeden mnie nagabywał. Na porządku dziennym, zwłaszcza jak sobie podpiją, są zaczepki: szeptanie do ucha, ocieranie się, zapraszanie do pokoju. To jest tajemnica poliszynela, że zaglądają w dekolt, usiłują obejmować, nawet poniżej talii, łapią za pupę, poklepują.(…)Zaczepił mnie jeden z posłów, nie z mojej partii, w bardzo bezpośredni sposób, chyba nawet użył słowa "kotku". I zapytał, który mam numer pokoju. Nie wiem, jakim cudem się powstrzymałam, by nie dać mu w twarz”.
Nic dziwnego, że tak wymijająco odpowiada na pytanie: „Czy uroda pomaga w polityce?”.
Jak widać na przykładzie posłanki PO Joanny Muchy uroda może pomóc, ale niekiedy może bardzo przeszkadzać i to szczególnie w polityce, gdzie nadal sporą większość stanowią wrażliwi na piękno i kobiece wdzięki mężczyźni.
środa, 21 kwietnia 2010
Posłanka Rabczewska???
Polityczna kariera Dody-Elektrody?
Owszem. Doda zjawiła się w styczniu br. na XII Wielkim Charytatywnym Balu Dziennikarzy ubrana bardzo osobliwie. Uwagę zgromadzonych gości przykuła prześwitująca czarna bluzka (z tiulu bądź żorżety) o asymetrycznym kroju, spod której bez problemu można było dostrzec biały top z rękawem do łokcia. Do tego śnieżnobiała mini spódniczka (królująca w polskich dyskotekach) odsłaniająca sporą część nóg spowitych w grube, czarne rajstopy. Całości dopełniały ciężkie bransolety o rockowym rodowodzie pokryte sporą ilością ćwieków modnych już kolejny sezon oraz szeroki ćwiekowy pasek w kolorze nieśmiertelnej czerni. Do tego mała czarna torebeczka na łańcuszku a’la Chanel oraz przyciężkie buciory na platformach z odsłoniętymi palcami u stóp. Na balu zjawili się dziennikarze, celebryci oraz politycy, a wśród nich prezydencka para- Lech i Maria Kaczyńscy. Oboje prezentowali się bardzo elegancko w przeciwieństwie do piosenkarki, której strój sprawdziłby się znacznie lepiej w warunkach stricte scenicznych.
Doda znana jest z odważnych, awangardowych kreacji, które prezentuje swoim fanom w trakcie przeróżnych występów telewizyjnych i koncertów. Jak do tej pory, żadna z jej stylizacji nie przeszła bez echa. Piosenkarkę widywano już w różowych „ortopedycznych” kozaczkach w stylu Barbie/Britney Spears czy w króciutkich, odsłaniających pupę skórzanych spodenkach.
Bal Dziennikarzy był dla niej z pewnością wspaniałą okazją, by się pokazać, wylansować. Zresztą, sądząc po jednym ze zdjęć, spotkanie z prezydencką parą zrobiło na niej spore wrażenie. A może odczytuję jej raczej bardzo wymowny gest niewłaściwie? Co wy o tym sądzicie? Czy Doda przesadziła i tym razem?
„Pani prezydentowa skinięciem głowy zaprosiła mnie do zdjęcia. To był ogromny zaszczyt, że mogłam zrobić sobie zdjęcie z parą prezydencką” – powiedziała o słynnych zdjęciach z Prezydentem i jego małżonką na Balu Dziennikarzy.
Pierwszy (?) poważny kontakt z polityką Doda zaliczyła w pamiętnym odcinku programu publicystycznego „Teraz My” emitowanego przez stację TVN w listopadzie 2007 r. Wtedy to zaśpiewała „ z dziką rozkoszą” (jak sama się wyraziła) piosenkę „To jest to” specjalnie dla nieco zaskoczonego, zażenowanego, ale chyba w gruncie rzeczy zadowolonego premiera Donalda Tuska. Powiedziała wówczas: „Najważniejsze, by mieć w sobie to coś. Coś co niewątpliwie ma nasz premier Donald Tusk, coś czym zauroczył całą Polskę. Zupełnie tak jak ja!”. Jej występ porównywano do tego z maja 1962 r. udziałem Marilyn Monroe i John’a F. Kennedy’ego, kiedy to domniemana blondwłosa prezydencka kochanka zaśpiewała: „Happy Birthday, Mr President”. Marilyn Monroe nie zrobiła jednak politycznej kariery. Ciekawe więc, jak to będzie w wypadku Dody- Doroty Rabczewskiej?
Po raz ostatni Doda pojawiła się w charakterze komentatora politycznego w „Teraz My” pod koniec stycznia tego roku jako gość specjalny ( a może do zadań/treści specjalnych???) prowadzących program Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego. Przekonywała: „Wiem jaką mam siłę rażenia, dlatego nie zaśpiewam w żadnej kampanii politycznej”, ale z Dodą nigdy nic nie wiadomo, prawda? W obecnej kampanii prezydenckiej na pewno nie zaśpiewa dla żadnego z kandydatów, ale kto wie, co może się wydarzyć w bardziej odległej przyszłości? Rabczewska, mimo że zapewnia: „Ja w ogóle się nie interesuje polityką”, to powinniśmy mieć względem niej ograniczone zaufanie.
„Ja ich całowałam, oni tylko biernie stali” - zarzekała się, opowiadając o jej spotkaniach z przedstawicielami politycznej elity- Donaldem Tuskiem i Lechem Kaczyńskim. „Cała jestem dziwna. Jako że jestem artystką a nie politykiem, nie muszę się spinać. Mogę być spontaniczna i emocjonalnie podchodzić do różnych rzeczy. Zazwyczaj witam się wylewnie. W związku z powyższym zarówno z prezydentem, jak i premierem – pocałunkiem”. Zdjęcie pamiątkowe z Balu Dziennikarzy również było dowodem spontaniczności i emocjonalności naszej „Królowej”, prawda?
Piszcie, jak wy oceniacie postawę Dody z wspomnianego już kilkakrotnie balu charytatywnego oraz co sądzicie na temat jej garderoby. Czy w ogóle wyobrażacie sobie Dodę w roli polityka (posłanki, pani minister bądź senator)? „Polska jest tylko jedna, tak jak i królowa”- mogliśmy usłyszeć w tvnowskim programie z ust jasnowłosej wokalistki. Czyżby hasło wyborcze? Za 20 lat mogłaby spokojnie wystartować w wyścigu o fotel prezydencki. Całe życie nie będzie przecież śpiewać dla polityków lub ustawiać się wraz z nimi do pamiątkowego zdjęcia z imprezy charytatywnej, prawda? Motywem jej kampanii mogłaby zostać jedna z piosenek z jej repertuaru- „Nie daj się”…
Etykiety:
Bal Dziennikarzy,
Doda,
Donald Tusk,
Dorota Rabczewska,
Lech Kaczyński,
maria kaczyńska,
Teraz My
wtorek, 20 kwietnia 2010
Zadziorność grzywki czy kobiecość loczka? O fryzurach kobiet w polityce
Kobiety w polityce noszą się po męsku- krótka, niewymagająca fryzurka, stonowane, rzadko dobrze skrojone garsonki i niezgrabne, mało efektowne pantofle na obcasie, czasem niestaranny makijaż lub też jego kompletny brak.
Całość bardzo dyskretna i naturalna, bo ma przede wszystkim podkreślać profesjonalizm i kompetencje, a nie kobiecość, delikatność i zwiewność. Kobieta, która wkracza w świat polityki i zamierza w nim funkcjonować to kobieta odważna, pewna siebie-taka „twarda sztuka” i tak właśnie ma się prezentować. Niewskazane są kwiaty, koronki, pastelowy róż i wszelka pstrokacizna, bo one zdradzają słabość. Ale czy na pewno?
Fryzura to jedna z tych rzeczy w wyglądzie każdego człowieka, która najbardziej rzuca się w oczy. To jej poświęcimy dzisiejszą notkę.
Kobiety w polityce preferują nieskomplikowane cięcia, które przy odrobinie wysiłku zawsze wyglądają perfekcyjnie. Ich wielkimi fankami są Angela Merkel, Hillary Rodham Clinton Danuta Hojarska czy Erika Steinbach.
Ich króciutkim blond fryzurkom z jasnymi, bardzo naturalnymi pasemkami niewiele można zarzucić. Blond wyraźnie odmładza ich często zmęczone twarze i dodaje im blasku. O ile Paniom Merkel, Clinton i Steinbach elegancji odmówić nie można, o tyle niedopracowana fryzura Pani Hojarskiej już pozostawia wiele do życzenia. To już jednak temat na inną notkę i dzisiaj nie będę go rozwijać.
Z krótkich, ale ciemnych fryzur znane są Hanna Gronkiewicz- Waltz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Joanna Senyszyn, Magdalena Środa czy Margaret Thatcher. Która z nich, Waszym zdaniem, prezentuje się najlepiej?
Panie Polityk nie „omijają szerokim łukiem” nieco dłuższych fryzur. Wiele z nich stawia na klasyczne pazie, boby czy dodające lekkości cieniowania. Jacqueline Kennedy-Onassis czy Grace Kelly uznawane były za prawdziwe ikony stylu, a ich bardzo charakterystyczne upięcia kopiowały i kopiują nadal miliony kobiet na całym świecie.
Na taką ikonę wyrasta w dzisiejszej polityce Michelle Obama, która regularnie pojawia się na okładkach ekskluzywnych pism dla kobiet o tematyce modowej- Vogue czy Glamour. Jej fryzura choć zwykła i raczej klasyczna wzbudza zachwyt nie tylko amerykańskich wyborców. Półdługimi efektownie wyglądającymi fryzurami może z całą pewnością pochwalić się Segolene Royal. Nic nie można jej zarzucić, absolutnie nic.
Panie w polityce nie rezygnują z grzywek. Z upodobaniem noszą je Carla Bruni-Sarkozy, Jolanta Fedak, Renata Beger czy wspomniane wyżej Angela Merkel i Joanna Kluzik-Rostkowska. Grzywka wyraźnie odejmuje lat i dodaje swego rodzaju zadziorności. Która z Pań, Waszym zdaniem, powinna z niej całkowicie zrezygnować? Czyżby Renata Beger? Nie? A więc kto?
Na koniec postanowiłam zostawić sobie najciekawszą i pewnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiecych fryzur na świecie. Nie, to nie zwykły blond włosy warkocz. To warkocz Pani Julii Tymoszenko, a ściślej warkocz oplatający jej głowę. Chyba już nie potrafiłabym wyobrazić sobie Pani Tymoszenko bez niego. Jest on tak charakterystyczny i zarazem niebanalny, że Panią Julię chyba nie sposób pomylić z kimkolwiek innym.
A Wam, która fryzura podoba się najbardziej? Mój typ już znacie. Teraz pozwólcie, że poznam Wasze. Grzywka Renaty Beger czy bob Michelle Obamy? „Loki” Danuty Hojarskiej czy subtelna elegancja Jacqueline Kennedy?
Całość bardzo dyskretna i naturalna, bo ma przede wszystkim podkreślać profesjonalizm i kompetencje, a nie kobiecość, delikatność i zwiewność. Kobieta, która wkracza w świat polityki i zamierza w nim funkcjonować to kobieta odważna, pewna siebie-taka „twarda sztuka” i tak właśnie ma się prezentować. Niewskazane są kwiaty, koronki, pastelowy róż i wszelka pstrokacizna, bo one zdradzają słabość. Ale czy na pewno?
Fryzura to jedna z tych rzeczy w wyglądzie każdego człowieka, która najbardziej rzuca się w oczy. To jej poświęcimy dzisiejszą notkę.
Kobiety w polityce preferują nieskomplikowane cięcia, które przy odrobinie wysiłku zawsze wyglądają perfekcyjnie. Ich wielkimi fankami są Angela Merkel, Hillary Rodham Clinton Danuta Hojarska czy Erika Steinbach.
Ich króciutkim blond fryzurkom z jasnymi, bardzo naturalnymi pasemkami niewiele można zarzucić. Blond wyraźnie odmładza ich często zmęczone twarze i dodaje im blasku. O ile Paniom Merkel, Clinton i Steinbach elegancji odmówić nie można, o tyle niedopracowana fryzura Pani Hojarskiej już pozostawia wiele do życzenia. To już jednak temat na inną notkę i dzisiaj nie będę go rozwijać.
Z krótkich, ale ciemnych fryzur znane są Hanna Gronkiewicz- Waltz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Joanna Senyszyn, Magdalena Środa czy Margaret Thatcher. Która z nich, Waszym zdaniem, prezentuje się najlepiej?
Panie Polityk nie „omijają szerokim łukiem” nieco dłuższych fryzur. Wiele z nich stawia na klasyczne pazie, boby czy dodające lekkości cieniowania. Jacqueline Kennedy-Onassis czy Grace Kelly uznawane były za prawdziwe ikony stylu, a ich bardzo charakterystyczne upięcia kopiowały i kopiują nadal miliony kobiet na całym świecie.
Na taką ikonę wyrasta w dzisiejszej polityce Michelle Obama, która regularnie pojawia się na okładkach ekskluzywnych pism dla kobiet o tematyce modowej- Vogue czy Glamour. Jej fryzura choć zwykła i raczej klasyczna wzbudza zachwyt nie tylko amerykańskich wyborców. Półdługimi efektownie wyglądającymi fryzurami może z całą pewnością pochwalić się Segolene Royal. Nic nie można jej zarzucić, absolutnie nic.
Panie w polityce nie rezygnują z grzywek. Z upodobaniem noszą je Carla Bruni-Sarkozy, Jolanta Fedak, Renata Beger czy wspomniane wyżej Angela Merkel i Joanna Kluzik-Rostkowska. Grzywka wyraźnie odejmuje lat i dodaje swego rodzaju zadziorności. Która z Pań, Waszym zdaniem, powinna z niej całkowicie zrezygnować? Czyżby Renata Beger? Nie? A więc kto?
Na koniec postanowiłam zostawić sobie najciekawszą i pewnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiecych fryzur na świecie. Nie, to nie zwykły blond włosy warkocz. To warkocz Pani Julii Tymoszenko, a ściślej warkocz oplatający jej głowę. Chyba już nie potrafiłabym wyobrazić sobie Pani Tymoszenko bez niego. Jest on tak charakterystyczny i zarazem niebanalny, że Panią Julię chyba nie sposób pomylić z kimkolwiek innym.
A Wam, która fryzura podoba się najbardziej? Mój typ już znacie. Teraz pozwólcie, że poznam Wasze. Grzywka Renaty Beger czy bob Michelle Obamy? „Loki” Danuty Hojarskiej czy subtelna elegancja Jacqueline Kennedy?
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Różany tatuaż, czyli "gustowna" ozdoba posłanki PiSu
Jolanta Szczypińska to kobieta zmienna, szukająca wrażeń. No i znowu stała się bohaterką mojej kolejnej notki.
Tatuaż to ozdoba ciała, często miła wakacyjna pamiątka, czasem wspomnienie po 18, 30 czy 50 urodzinach. Tatuaże noszą osoby w przeróżnym wieku od nieletniej młodzieży po staruszków. Są one szczególnie popularne w kręgach hiphopowych czy marynarskich, a im większe tym lepsze. Kiedyś tatuaże były domeną mężczyzn (często więźniów), dziś klientami salonów tatuaży często bywają kobiety. Do najczęściej tatuowanych miejsc u kobiet należą: plecy, ramiona, brzuch i… kostka.
Wdzięczna czarna różyczka średniej wielkości przykryła w ubiegłym roku miejsce nad lewą kostką posłanki PiS Jolanty Szczypińskiej. Tatuaż- mogłoby się wydawać, elegancki i subtelny wzbudził spore zainteresowanie wśród koleżanek i kolegów Pani Jolanty. Zwracał na siebie uwagę posłanek i posłów różnych politycznych opcji. Tatuaż szybko okrzyknięto prawdziwym hitem.
Oto, jak posłanka tłumaczyła się ze swojego „młodzieńczego wybryku”: „Wakacje są takim okresem, kiedy żyje się luźniej, swobodniej i można trochę poszaleć. Bardzo spodobał mi się ten wzór, chciałam zobaczyć, jak będzie wyglądał na mojej nodze”.
Mamy kwiecień, już niedługo czas urlopów. Może warto zamiast standardowych pamiątek (widokówek, muszelek itp.) przywieźć z wakacji...różyczkę nad kostką? To taka wakacyjna pamiątka...na dłużej. Małe, a cieszy przez długie miesiące, a nawet lata.
Pamiętajcie: przy tak wyrazistej "dekoracji" biżuteria raczej będzie niewskazana. Pozwólmy różyczce "świecić" własnym blaskiem, bo wakacje to jej czas!
Polityczna kariera pewnej "szanelki"
Bycie politykiem to raczej nie powód do dumy. Zawód to mało prestiżowy,
bardzo stresujący i strasznie niewdzięczny. Polityka to nie tylko wystąpienia publiczne, wywiady dla mediów, ale stres, przeogromny stres.
Sytuacje stresowe to w tej „branży” codzienność, ale dla kobiety nie ma pewnie niczego bardziej stresującego niż pytanie: „Czy Pani torebka jest prawdziwa?”
i to bez względu na to, czy jest posłanką, dentystką czy kosmetyczką.
„Jasne, że jest prawdziwa”- odpowie.
Kobiety już tak mają. Nie lubią, gdy niewygodne fakty z ich życia wychodzą
na światło dzienne. Torebka od Coco Chanel to… torebka od Coco Chanel i basta! Najważniejsze, że… sprawia wrażenie prawdziwej, a że kosztowała 50 zł i jest produkcji wschodniej (czytaj: chińskiej) to już niczyj interes, prawda?
Torebki mają to do siebie, że szybko się nudzą. Po co więc wydawać na jedną ekskluzywna torebeczkę z rozpoznawalnym logo grube tysiące euro skoro można nabyć kilka nieprzeciętnie wyglądających sztuk za 50 zł każda. Każdy egzemplarz
w innym kolorze, o innym kształcie i … od Coco Chanel lub od Wietnamczyka.
A jaka to niby różnica?
Żadna. Torebka jak torebka.
Podejrzewam, że po opublikowaniu w prasie zdjęcia posłanki Szczypińskiej
z jej „wietnamską zdobyczą” sprzedaż tego modelu wzrosła o 200%.
Za czasów Margaret Thatcher robiło się karierę przez łóżko, a dzisiaj
dzięki „umiejętnie” dobranemu dodatkowi.
Viva Coco Chanel! Viva Jolanta Szczypińska!
Etykiety:
Coco Chanel,
Jolanta Szczypińska,
Wietnamczycy
Baleriny Pani Bruni
Carla Bruni- Sarkozy- Pierwsza Dama Francji, była supermodelka, piosenkarka i gitarzystka z roku na rok zyskuje sobie coraz większą rzeszę zwolenników swego nienagannego "politycznego" stylu. Jej kostiumy są idealnie skrojone,dobrane stosownie do okazji i odpowiednio do typu urody. Nic nie jest tutaj pozostawione przypadkowi. Spódnice sięgają kolan, żakiety podkreślają smukłą sylwetkę, dekolty są "minimalne" lub nie ma ich w ogóle, a luksusowe dodatki sprawiają, że choć całość wygląda elegancko, to też niebanalnie.
To właśnie Carla Bruni jako jedna z nielicznych kobiet w światowej polityce pokazała się na salonach w zwykłych czarnych baletkach zamiast w kilkucentymetrowych szpilkach za kilka tysięcy euro. Nie zawahała się też skorzystać z soczystych kolorów tj. fiolet czy czerwień, które na czerwonym dywanie prezentują się zjawiskowo. W końcu Pani Bruni przez lata pracowała w przemyśle modowym, więc z pewnością wie, co i kiedy należy na siebie założyć.
Pierwsza Dama Francji swoim nienagannym stylem i manierami ujęła konserwatywnych i zwracających uwagę na detale Brytyjczyków. Jej prostota, skromność i wyjątkowa elegancja zrobiły na Królowej Brytyjskiej i dziennikarzach z Wysp spore wrażenie. Po byłej modelce, która niejednokrotnie pozowała do rozbieranych sesji można było spodziewać się prawie wszystkiego. Carla Bruni zachowała jednak umiar. Nie pokazuje publicznie piersi czy pupy, tylko z godnością sprawuje obowiązki najważniejszej kobiety we Francji i swym wizerunkiem "wspiera" politykę swego męża.
A co Wy sądzicie o jej stylu? Czy Wam się podoba? Jeśli tak, to dlaczego? Czy Waszym zdaniem baleriny pasują na uroczyste spotkania z politykami?
niedziela, 11 kwietnia 2010
Europa zobowiązuje?
Kiedy posłanka Joanna Senyszyn dostała bilet do europarlamentu z ciekawością śledziłam jej stroje. Szczerze mówiąc czekała na chwilę, kiedy założy ona na siebie zalecany strój nieformalny, który w przypadku kobiet występuje jako sukienka sięgająca do kolan bądź kostium ze spódnicą lub ze spodniami. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że zawieszam moje obserwacje, będąc pełna zwątpienia co do przemian stylu europosłanki.
Podczas gdy większość posłanek zakłada bezpłciowe garsonki, ona wybiera oryginalne dodatki, niekonwencjonalne połączenia stylów i kolorów, kierując się chyba wyłącznie swoją fantazją. W niedawnej rozmowie z dziennikarzami, zaklinała się, iż w Brukseli absolutnie stylu nie zmieni.
Sama o sobie mówi, że podoba się ludziom, którzy ją lubią."Uważam, że ubieram się bardzo dobrze. Mój ubiór jest jak moje poglądy polityczne - niebanalny. Nie ma więc dysonansu. Mój wizerunek stanowi jedną całość. Większość osób w Sejmie to osoby bezpoglądowe, bez osobowości, więc słusznie, że ubierają się szaro i bezpłciowo."
Media nie raz krytykowały ją za styl. Zarzucano jej, że ubiera się niestosownie do wieku i funkcji posłanki. Ona zgadza się, że strój jest ważny dla polityka. "Odzwierciedla osobowość i charakter. Zależy od poglądów, wychowania i wpojonych w dzieciństwie kanonów. Wielu wydaje się, że można nie przywiązywać wagi do ubrania. Zapominają, że jak cię widzą, tak cię piszą."
Może zatem, Pani Joanno, jeszcze warto byłoby porozmyślać nad tymi słowami?
Podczas gdy większość posłanek zakłada bezpłciowe garsonki, ona wybiera oryginalne dodatki, niekonwencjonalne połączenia stylów i kolorów, kierując się chyba wyłącznie swoją fantazją. W niedawnej rozmowie z dziennikarzami, zaklinała się, iż w Brukseli absolutnie stylu nie zmieni.
Sama o sobie mówi, że podoba się ludziom, którzy ją lubią."Uważam, że ubieram się bardzo dobrze. Mój ubiór jest jak moje poglądy polityczne - niebanalny. Nie ma więc dysonansu. Mój wizerunek stanowi jedną całość. Większość osób w Sejmie to osoby bezpoglądowe, bez osobowości, więc słusznie, że ubierają się szaro i bezpłciowo."
Media nie raz krytykowały ją za styl. Zarzucano jej, że ubiera się niestosownie do wieku i funkcji posłanki. Ona zgadza się, że strój jest ważny dla polityka. "Odzwierciedla osobowość i charakter. Zależy od poglądów, wychowania i wpojonych w dzieciństwie kanonów. Wielu wydaje się, że można nie przywiązywać wagi do ubrania. Zapominają, że jak cię widzą, tak cię piszą."
Może zatem, Pani Joanno, jeszcze warto byłoby porozmyślać nad tymi słowami?
Pokaż mi swoje buty...
Parafrazując pewne znane przysłowie, można powiedzieć: pokaż mi swoje buty, a powiem Ci jakim człowiekiem jesteś. Buty są bardzo ważnym elementem stroju. Polityk powinien mieć zawsze czyste i zadbane obuwie, najlepiej ze skóry. Chyba wszyscy pamiętamy stare i zniszczone buty Jarosława Kaczyńskiego, będące przez jakiś czas głównym tematem bulwarówek.
Fachowcy od ubiorów twierdzą, że, tak jak krawat, buty świadczą o pozycji i osiąganych sukcesach. Zalecają lżejsze, klasyczne wiązane półbuty bez metalowych ozdób, dopasowane do koloru garnituru.
Świetnym modelem jest Wojciech Olejniczak, który doskonale dobiera buty.
Natomiast skarpetki powinny być na tyle długie, by przy siadaniu podciągnięte nogawki spodni nie odsłaniały gołej łydki lub bielizny. Krzykliwe w kolorach i białe skarpetki świadczą o bardzo złym guście.
Natomiast jeśli chodzi o kobiety, to powinny to być buty pełne, na niezbyt wysokim obcasie. Zdecydowanie odradza się butów o krzykliwych kolorach i odsłaniających stopy, typu japonki czy sandałki, eksponujące dodatkowo czasami niezadbane paznokcie…
Przykład z pewnością można brać z posłanki Anny Muchy, która już nie raz pokazała, że ma klasę.
Fachowcy od ubiorów twierdzą, że, tak jak krawat, buty świadczą o pozycji i osiąganych sukcesach. Zalecają lżejsze, klasyczne wiązane półbuty bez metalowych ozdób, dopasowane do koloru garnituru.
Świetnym modelem jest Wojciech Olejniczak, który doskonale dobiera buty.
Natomiast skarpetki powinny być na tyle długie, by przy siadaniu podciągnięte nogawki spodni nie odsłaniały gołej łydki lub bielizny. Krzykliwe w kolorach i białe skarpetki świadczą o bardzo złym guście.
Natomiast jeśli chodzi o kobiety, to powinny to być buty pełne, na niezbyt wysokim obcasie. Zdecydowanie odradza się butów o krzykliwych kolorach i odsłaniających stopy, typu japonki czy sandałki, eksponujące dodatkowo czasami niezadbane paznokcie…
Przykład z pewnością można brać z posłanki Anny Muchy, która już nie raz pokazała, że ma klasę.
Polityk pod krawatem
Politycy powinni pamiętać, że obowiązkowym na spotkaniach elementem ubioru polityka jest krawat, który świetnie prezentuje się na tle jednokolorowej koszuli.
Krawaty powinny być z tkanin naturalnych, głównie z jedwabiu. Stanowczo odradzam noszenia krawata w niewyrazistym kolorze czy z dużym wzorem w formie kolorowej plamy. Krawat może posiadać mały, dyskretny ornament geometryczny lub florystyczny. Kolor krawata musi być ciemniejszy od koszuli i bardziej intensywny od marynarki. Zdecydowanie dobrym akcentem jest czerwony bądź bordowy krawat, który pełni funkcję wykrzyknika i kieruje uwagę na twarz. Taki zabieg stosuje prezydent Bush i coraz więcej polskich polityków.
Koniec krawata powinien sięgać paska u spodni. Politycy w stroju nieformalnym nie mogą nosić spinek do krawata, gdyż może ona zbytnio pokazywać zasobność kieszeni polityka, rażąc wyborców;)
Krawaty powinny być z tkanin naturalnych, głównie z jedwabiu. Stanowczo odradzam noszenia krawata w niewyrazistym kolorze czy z dużym wzorem w formie kolorowej plamy. Krawat może posiadać mały, dyskretny ornament geometryczny lub florystyczny. Kolor krawata musi być ciemniejszy od koszuli i bardziej intensywny od marynarki. Zdecydowanie dobrym akcentem jest czerwony bądź bordowy krawat, który pełni funkcję wykrzyknika i kieruje uwagę na twarz. Taki zabieg stosuje prezydent Bush i coraz więcej polskich polityków.
Koniec krawata powinien sięgać paska u spodni. Politycy w stroju nieformalnym nie mogą nosić spinek do krawata, gdyż może ona zbytnio pokazywać zasobność kieszeni polityka, rażąc wyborców;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)